Aktywny i udany tak można określić miniony weekend dla grupy kolarskiej Taurus30 Cycling Team. Sportowo i pracowicie wzięli w nim udział: Tomasz Dygacz, Marcin Paprocki i Remigiusz Ciupek. Tomasz Dygacz wystartował w piątej edycji Bike Maraton 2017 - Jelenia Góra i zajął 2 miejsce OPEN oraz 2 miejsce w swojej kategorii. Marcin Paprocki zaliczył udany start z dużym sukcesem na piątej edycji lokalnego maratonu MTB w Prudniku zajmując 3 miejsce OPEN i 1 miejsce w swojej kategorii. Porządne ściganie zaliczył również nasz trzeci zawodnik, Remigiusz Ciupek, który wystartował dwóch imprezach szosowych. W sobotę Rajcza Tour z Road Maraton (90 km i suma przestrzeń około 1600m). Wynik: 31 miejsce OPEN i 12 w kategorii M3. W niedzielę "poprawiny" Podhale Tour - Rabka Zdrój (90 km i suma przestrzeń 1300m). Wynik: 22 miejsce OPEN i 12 w kategorii.
O swoich zmaganiach Tomasz Dygacz: - 5# Bike Maraton 2017 - Jelenia Góra był moim 13 startem w tym sezonie, na szczęście nie pechowym, a wręcz przeciwnie bardzo udanym!!! W zeszłym roku zwyciężyłem open i powtórzenie tego sukcesu było by nie lada osiągnięciem. Do pełni szczęścia zabrakło niewiele, bo w tym roku dojechałem na 2 miejscu open. Jechało mi się bardzo dobrze, a podjazdy wydawały się krótsze i spłaszczone niż w latach ubiegłych. To jeszcze nie półmetek sezonu, wiec nie ma co spoczywać na laurach - jedziemy dalej!!!
Weekend podsumował również Marcin Paprocki: - W niedzielę 04 czerwca 2017 odbyła się w Prudniku V edycja lokalnego maratonu MTB. Organizatorzy na tą okazję przygotowali około 15km pętlę, dzięki której zawodnicy mogli zmierzyć się z dwoma dystansami: 30km (dwa okrążenia) oraz 45km (trzy okrążenia). Maraton zlokalizowany został w okolicznych lasach i oprócz 700m dojazdu do ostrego startu i mety przebiegał po drogach leśnych i gruntowych. Suma przewyższeń na jednej pętli nie przekroczyła 260m, ale przez jej pofałdowanie i, sumarycznie, niewielki dystans – nie było kiedy odpocząć. Trasa w większości przebiegała szerokimi szutrami, jednym łatwym singlem i trawiastymi drogami leśnymi. Największą trudność sprawiać mogły te ostatnie, które przez zarośnięte koleiny, przy większej prędkości mogły sprawiać kłopoty mniej doświadczonym rowerzystom. Osobie, która regularnie startuje trasa nie miała prawa sprawić kłopotów, zarówno kondycyjnie jak i technicznie… ale bądźmy szczerzy – nie dla regularnie startujących ta impreza była adresowana. Ja, jak zwykle, dotarłem na miejsce w ostatniej chwili więc po odbiorze numeru startowego szybko udałem się na rozgrzewkę i rekonesans pierwszej części trasy. Kiedy, po rozgrzewce, przyjechałem na miejsce honorowego startu okazało się, że przyjdzie mi przebić się przez praktycznie wszystkich uczestników… po raz kolejny udowodniłem sobie że: „kto późno przychodzi ten sam sobie szkodzi :D” Honorowy start wąską ścieżką rowerową nie pozwolił mi za bardzo przesunąć się do przodu przez co na ostrym i tak startowałem z połowy stawki. Dobrze, że początek trasy zlokalizowany był na podjeździe, bo przedzieranie się przez dziesiątki startujących było zdecydowanie łatwiejsze i bezpieczniejsze niż na ewentualnym odcinku płaskim. Z daleka widziałem, że od samego startu uformowała się niewielka grupa prowadzących, którą za wszelką cenę starałem się dogonić. Po pierwszym podjeździe byłem 6 z niewielką stratą do dwóch poprzedzających zawodników. W połowie pierwszego okrążenia byłem już czwarty z około 30 sekundową stratą do czołówki, która skutecznie współpracowała. Kiedy wjeżdżaliśmy na drugą pętlę strata nie przekraczała 20 sekund, a ja sromotnie poczułem w nogach, że w takim tempie (średnia moc z pierwszego okrążenia – ~30 minut – znacznie przekraczała mój próg FTP) to ja długo nie pociągnę i muszę choć na chwilę odpuścić… niestety to charakter trasy z kilkoma wypłaszczeniami sprzyjał współpracy, a ja przez to straciłem. Na drugim okrążeniu straciłem nadzieję na miejsce w pierwszej trójce – nadzieję straciłem, ale nie wolę walki. Jak by nie było, przyjechałem tutaj na trening, a nie po „honory”. Drugie okrążenie pokonałem samotnie i kompletnie bez historii, dopiero na trzecim w tłumie dublowanych zawodników zauważyłem, że jeden jednak jedzie troszkę szybciej niż pozostali – zdecydowanie musiał odpaść od liderów. Nie pomyliłem się – w połowie trzeciego okrążenia udało mi się go dojechać i po werbalnym upewnieniu się, że jadę jako trzeci, zostawić za plecami. Dalsza część trasy polegała już tylko na wyprzedzaniu dublowanych zawodników i dojeździe do mety. Okazało się, że w Prudniku pierwszy raz w życiu stanę na najwyższym miejscu podium w mojej kategorii wiekowej. Nie planowałem zostawać na dekoracji, ale takiej okazji – mimo, że na lokalnym ogórku – nie mogłem odpuścić… bo może już się nigdy nie powtórzyć. Podsumowując – impreza, która, mimo że krótka, to była dla mnie doskonałym treningiem, bo solidnie goniłem od startu do mety. Z racji tego, że obiecałem sobie i rodzinie, że nie jeżdżę dalej niż 2h na zawody to myślę, że gdyby nie zbliżające się Beskidy MTB Trophy (za półtora tygodnia) nawet do głowy by mi nie przyszło ścigać się na tej imprezie i poczekałbym na kolejny weekend… ale nie żałuję. Fajnie było znowu stanąć na pudle, w końcu, na jego najwyższym szczeblu (mimo, że na ogórku).
Remigiusz Ciupek podzielił się również swoimi spostrzeżeniami: - To są moje debiuty w kolarstwie szosowym i zaczyna mi się to bardzo podobać. Oczywiście cały czas się uczę oraz staram się nabierać szosowego doświadczenia. Obserwuję zawodników, patrzę jak pracuje peleton. To były dla mnie naprawdę dwa bardzo dobre wyścigi. Cały czas byłem aktywny, pracowałem dla peletonu oraz dla grup, z którymi jechałem. Moja dyspozycja nabiera rozmachu, mocno przygotowuje się do Beskidy MTB Trophy, gdzie czekają mnie 4 dni walki nie tylko z trasą i zawodnikami. Tutaj mogłem troszkę popracować nad wytrzymałością i odskoczyć od jazdy na MTB. Jestem bardzo zadowolony ze swojego udziału w tych imprezach. Czeka mnie jeszcze kilka wyścigów szosowych już początkiem lipca. Będzie to powtórka weekendowa, 1 lipca - Wisła - Pętla Beskidzka - Roadmaraton i 2 lipca - Raba Wyżna - III etap "Podhale Tour.